Z góry uprzedzam, to nie jest żadna reklama, nawet nie znam tej kobiety, nawet niewiele a może nawet wcale nie komentuje u niej na blogu, ale mimo wszystko dużo mnie nauczyła.
Mając przerwę dużo myślałam czy nadal prowadzić blog, zdawało mi się to pozbawione sensu. Musiałam przypomnieć sobie sens z jakim zaczęłam się tu udzielać.
Przez ten czas zraziłam się do wielu blogów, patrzyłam z boku na podbieranie sobie tematów, afery, docinki, lub na blogi które na siłę chciały by wyjść z niszy. Na blogi których autorki prześcigają się w designie pokoików, ubranek, umiejętności dzieci całkowicie zatracając sens parentingu...na Matki obrzucające się błotem, umoralniające każdego jakby była tylko jedna racja...na debaty cycek kontra butelka, szczepić czy nie szczepić...i wiele innych hucznych tematów...
Na zjazdy, spotkania blogerów na których nigdy mnie nie ma i nie będzie - bo to bajka..(Mam wrażenie że są do cna sztuczne i napędzane..choć oczywiście mogę się mylić... ) Wolę spotkać się osobiście w miarę możliwości z blogerkami, które lubię i cenię. Mogę zawsze pomóc przy jakiś projektach i akcjach...ale nie dla sławy i oklasków..
Siedziałam tak więc kiedyś i myślałam, analizowałam czy blogowanie nadal ma sens. I przypomniałam sobie czego tak na prawdę tu szukałam i co mnie napędziło.
Kiedy jeszcze nie było Jaśka nigdy
nie czytałam blogów. Nie miałam pojęcia o parentingach, stylóweczkach, trolowaniu, banowaniu, hejtowaniu – nic - zupełna beztroska.
Wiedziałam, co to jest blog, że niektórzy
prowadzą i są w tym idealni.
Słyszałam też o blogach pamiętnikach - zupełnych
niszach w blogosferze, które czasem czytałam, tak o!
Z przypadku. Z powodu pomyłki
wujka Google lub też trafiałam na przypadkowe blogi umieszczone na głównej w Onecie. Nigdy
jednak do nich nie wracałam. Ja żyłam własnym życiem one tez.
Pojawił się się Janek a ja chcąc nie
chcąc, czując się niedoświadczoną mamą szukałam nie raz informacji w Internetach.
Kiedyś natknęłam się na blog. To było moje pierwsze zderzenie z parentingiem w
czystej formie.
Wpadłam!
To był w sumie pierwszy blog przeczytany od deski do
deski. Moja pierwsza matka blogowa, od której się uczyłam.
Bardzo podobało mi się wtedy, w jaki
sposób na luzie, w normalności wychować dziecko.
Chłonęłam archiwum data po dacie narażając
się mężowi, któremu ekran nocą święcił prosto w oczy.
Nie mogłam wyjść z podziwu jak ta młoda
kobieta może być zarówno młoda, zabawna, zaradna i tak mądra życiowo.
Bardzo spodobało mi się to bezpośrednie
podejście do dziecka - po prostu jak do człowieka
rozumnego zwanego inaczej homo sapiens. Granie z nim w otwarte karty. Bawienie
się szczerze i bez przymusu. I nie stawianie barier ani granic. Jej syn może wszystko osiągnąć bo ma rodziców dających
mu wolność pomimo ciągłego wychowywania. Ja tak ich widzę.
Uwielbiam to zdrowe
podejście do rzeczywistości Matki, to logiczne myślenie, bez szumu, zbytniej
analizy, bez tych cukierków i rzygania tęczą a zarówno ten dystans do siebie i
swoich możliwości. Razem z Ojcem tworzą niebagatelny duet. A dopełnia ich
Prezes – mieszanka wybuchowa ich obojga. Do pozazdroszczenia.
Może dlatego, że dużo
przeszli. To była długa droga wręcz z zaświatów.
Może, dlatego umieją
się cieszyć tak bardzo sobą. Z szacunkiem i poczuciem humoru.
Może, dlatego że tak walczyli umieją teraz nabrać
dystansu.
Może, dlatego
przez tę walkę o swojego Jaśka, są mi jakoś bliscy; mimo, że ta walka rożni się
od mojej: oni walczyli o istniejące już życie - a ja o to, by życie się zrodziło.
Czytając ten blog czuje jednak bliskość.
I nie raz Matka podnosi mi ciśnienie.
Nie raz nie zgadzam się z jej zdaniem. Nie raz nie cierpię jej poglądów
szczególnie w sferze religii - bo przecież są tak odlegle od moich.
Ale co dzień wracam do Matki do Prezesa
choć czasem nudzi mnie powracający temat wcześniactwa - ale zaraz potem stukam
się mocno w głowę. Kobieto!!! To ich teraźniejsze życie, tym żyją!! Tego nie da
się wymazać ot tak!! To ich trauma...ich horror - jak dla ciebie Twoja Niepłodność!
Ja sama mogłabym ciągle mówić i rozmawiać
na temat swojej choroby, czując że uzdrawia mnie to po części, tym samym przez przypadek mogę pomóc innym.
Tak samo Ona Matka zapewne funduje terapię sobie przy okazji robiąc tym blogiem
dużo dobrego dla rodziców wcześniaków.
A kiedy robi to tak mądrze jak do
tej pory jestem za tym by nudziła mnie tak co dzień.
To był mój pierwszy blog....
Dzięki niemu zaczęłam prowadzić
swoja terapię - swój blog.
Blog, w który pokarzę cud jaki przyszło
mi przeżyć na własnej skórze.
Cud życia...
Cud nowego życia, który o ironio
losu ma na imię Jaś...jak Prezes.
Obydwoje z mężem kiedyś obserwowaliśmy Prezesa jak rośnie,
jak jeździ na deskorolce, jak się wspaniale rozwija.
Teraz patrzymy jak nasz syn stawia pierwsze
kroki ku samodzielności.
To był mój pierwszy blog ....–
Blog, do
którego wracam i będę wracać i mimo wszystko uczyć się prawdziwego parentingu.
Mój blog nigdy nie będzie tak poczytny.
Dla mnie jest bardziej pamiętnikiem niż blogiem. Raczej nie staram się poruszać
bieżących głośnych tematów. Wolę pisać o dzisiejszym dniu, wczorajszych
emocjach, tak bym za parę lat mogła raz jeszcze przeżyć ten stan, ten czas, który
tak ucieka.
A Matce Prezesa, bo o niej tu mowa, życzę
dalszych sukcesów i dalszej życiowej mądrości...
I jeśli macie ochotę poczytać coś
wartościowego polecam zarówno jej blog jak i portal o wcześniactwie, którego też
jest współautorem i redaktorem www.zawczesnie.pl
Zgadzam się z Tobą, też osobiście wolę pisać o sprawach codziennych :) miło kiedyś wrócić do tego co pisało się i myślało rok do tyłu. Może kiedyś, kiedy zostanę już mamą będę wspominać jaka kiedyś byłam samotna, smutna i tak bardzo chcąca zostać mamą.. :)
OdpowiedzUsuńŚciskam :) pozdrawiam, buziaki dla Janka ;*
Ja to się chyba cieszę że wtedy nie pisałam...nie chciałabym wracać do tamtej niespełnionej Ja... choć czasem można wysnuć ciekawe wnioski..przede wszystkim jak nieodgadniona i nieprzewidywalna jest nasza przyszłość.i jak niewiele od nas zależy..taka lekcja pokory...
UsuńPrzygodę z blogowaniem zaczęłam podobnie. Z tym, że czytałam blogi długo, długo zanim nawet pomyślałam o dziecku. Kiedy Maśka się urodziła wpadłam niechcący pierwszy raz na blog parentingowy, który pochłonęłam w całości od deski do deski. Nawet teraz potrafię go "wertować" od nowa. Poznałam autorkę na żywo i ... zawiodłam się. Nadal czytam owego bloga i jest on moim kierunkowskazem w świecie parentingów, uwielbiam styl autorki, a zdjęcia przeglądam z zachwytem.
OdpowiedzUsuńKurcze, nie fajnie jest się rozczarować...potem cały czar często pryska..Ja zapewne autorki mojego "guru" nie poznam, bo niby jak i gdzie, z resztą pewnie nawet nie ma pojęcia o istnieniu mojego bloga...ale fajnie mieć takiego bloga ostoję...mam jeszcze parę takich blogów..o których też pewnie kiedyś napiszę :-)
UsuńWitam wszystkich,
OdpowiedzUsuńbardzo spodobał mi się ten tekst, napisany z taką wielką lekkością ,tak, że aż chce się wejść na wspominanego bloga i przeczytać. Lubię takie teksty i choć swoją przygodę z blogowaniem dopiero zaczynam i przyznam się szczerze, że chciałam aby mój blog był moim spełnieniem. Zanim go założyłam nie sprawdziłam nawet w sieci czy istnieje już coś o nazwie jaka chodziła mi po głowie (na moje szczęście nie istniało) chciałam aby moja twórczość ujrzała w końcu światło dzienne i wyszła poza mury mojego domu i przedszkola syna... Dopiero teraz gdy blog ma już miesiąc i prężnie się rozwija zainteresowałam się innymi blogami, jednak czytam tylko te które wzbudzają moje zainteresowanie, najczęściej zupełnie odmienne od mojego i przekonuję się, jak wielki to i specyiczny świat...
Dzięki...najważniejsze to by czuć, że lubi się to robić i nie zatracać sensu z jakim się zaczęło....a blog Matki polecam..dużo można się nauczyć :-) Pozdrawiam i powodzenia..a na blog Twój zajrze w chwili wolnej na spokojnie :-*
UsuńZgadzam się z Tobą po całości :) Pięknie opisałaś zarówno Matkę Prezesa jak i jej blog :)
OdpowiedzUsuńDzięki...płynęło prosto z serca i to późną nocą...Pozdrawiam :-)
Usuń