sobota, 29 listopada 2014

świadome tacierzyństwo...

Oj taki mnie naszedł ostatnio temat...
Siedziałam sobie jak zwykle w pracy i obserwowałam świat dookoła..a że pracuje w miejscu gdzie kręci się bardzo dużo rodzin mam możliwość obserwacji wraz z możliwością analizowania..
Ostatnio nasunął mi się przed oczy bardzo pozytywny przypadek.
Facet...lat około trzydzieści kilka...niesie coś w ręku..zdawać by się mogło - pewnie zakupy...

Jakież było moje zdziwienie gdy zakupy zaczęły kwilić i płakać...po czym dumny tatuś wyciąga maluśkiego dzieciaczka 2 może 3 tygodniowego...widok uroczy mimo wszystko...obserwuję dalej i widzę jak troskliwie buja go , rozpina kurteczkę by się nie zgrzało... troskliwie prowadzi z nim dialog - coś w stylu..."tak, tata wie że dzióbek jest głodny...już jedziemy do domku..tata da mleczko" ...
Pierwsze co pomyślałam - pewnie samotny ojciec...bo przecież do rzadkości należy aż taka troskliwa opieka...fakt mężczyźni teraz są bardziej świadomymi rodzicami, pomagają...ale ten ewidentnie był zakochany po uszy...
Mama spokojnie doszła do nich po paru minutach..nie zwracając praktycznie uwagi na swoich chłopaków...tata ubrał malca, zapiął kurtkę , włożył w nosidło, przykrył kocykiem...jak dobrze ma ta matka..pomyślałam...
I nie dlatego że mój mąż pomagał czy nie pomagał..a dlatego że nie jest tak ślepo zapatrzona w maleństwo...
Ja na ich etapie nikomu małego nie oddawałam czy w sklepie, czy w domu, czy na spacerze..do tej pory to JA prowadzę wózek, JA noszę w sklepie na rękach JA ..bo to przecież mój malutki synio...obowiązki oczywiście dzielimy...Małżonek z miłą chęcią zmienia pieluchy, karmi, wychodzi na spacery jak poproszę... Ale ja jajko znoszę że mnie tam z nimi nie ma...TAK jestem uzależniona od swojego dziecka na tyle, że każde wyjście, każdy dłuższy wyjazd mnie męczy bo nie mam Jacha przy sobie...
Trochę wyleczyłam się z tego w pracy...i już łatwiej mi go zostawić czy dziadkowi czy babci...ale jak tylko nie muszę..nie zostawiam..i może mi dawać w kość niemiłosiernie jak ostatnio gdy z gorączką i bólami stawów i pleców się zmagałam..ale nie dam i koniec...
I cieszą mnie te czasy..czasy gdzie matka może wybrać czy chce się uzależnić...czasy gdzie ojciec może być tak samo dobry jak matka...że ojcowie teraz tak mocno angażują się w wychowanie dzieci..że mimo pracy zawodowej potrafią jak mój małżonek przyjść..rozłożyć się na dywanie i bawić się z Jaśkiem..
że nie tylko matka jest tą karmiącą, zmieniającą pieluchy, wychodzącą na spacery, kąpiącą...robiąca zakupy z dziećmi przy sukience..
Cieszy mnie, że nie musimy już w samotności przeżywać szczęścia pierwszego ząbka, uśmiechu, kroku - że możemy cieszyć się wspólnie...
Zaangażowanie mężczyzn widać na ulicach, w pracy... Kiedyś opowiadanie w pracy o dzieciach było przejawem jakiejś słabości , brakiem męskości..bo przecież jak to..nie o alkoholu,samochodach i ładnych dziewczynach tylko o obsranych , ulepionych ulanym mlekiem dzieciach...a teraz? teraz tata z dumą opowiada jak to junior dziś mnie osikał , jak to powiedział tata, jak to umie już siedzieć i ile to już potrafi.....
Cieszy...cieszy to bardzo..że możemy już mówić nie tylko o świadomym macierzyństwie ale i tacierzyństwie tudzież rodzicielstwie...
Faceci...oby tak dalej....
Tata Jasia zajmuje się nim jak potrafi...mogę z czystym sumieniem zostawić ich samych i wiem że będzie im dobrze...
Jasiek przy tacie zawsze jest najedzony, czysty, wybawiony, wyspany...nic mu nie brakuje...z resztą u nas nie tylko tata się sprawdza...bo Jaś mam przecież "pana nianie" czyli swojego dziadka...który też jako facet zajmuje się nim rewelacyjnie i babci mu do pięt nawet w tej opiece nie dorasta..Jaśko uwielbia towarzystwo dziadka i zawsze marudzi jak ten już wychodzi...więc da się? da....
Bo tak myśląc...ile by was tatusiowie ominęło...tyle miłości...tyle słodyczy...tyle pięknych chwil...których potem nie da się nadrobić... Mama niestety mimo najlepszych chęci to nie wszystko...
Więc opornych tatusiów zachęcam do włączenia się w wychowywanie swoich pociech a zobaczycie ile radości można z tego czerpać i jak bardzo zaowocuje to na przyszłość...Dzieci są odzwierciedleniem nas samych..więc jak je wychowamy taki owoc zbierzemy...nie miejcie więc potem tatusiowie pretensji do mam o złe wychowanie skoro sami nie przyłożyliście do tego ręki..ba nawet przez to "nie przykładanie" sami nadaliście temu wychowaniu swój wizerunek...Skoro dziecko jest owocem jak by nie było miłości dwojga ludzi....to dwoje powinni być odpowiedzialni za wychowanie...nie z przymusu, nie z obowiązku..a z miłości do własnego dziecka...a TACIERZYŃSTWO  nie powinno być  poświęceniem!  Nie obowiązkiem! Nie zadaniem specjalnym czekając na aplauz!  Ale odruchem bezwarunkowym, normalnością, czynnością automatyczną jak codzienne śniadanie, mycie zębów, ubieranie się...to coś co powinno wychodzić od was panowie z czystego serca..czystych chęci...z miłości.
Nas matek nikt nie chwali, nikt nie głaska po głowie, nikt nie podziwia jak coś nadzwyczajnego - jak ja tego tatę z maleństwem...dla nas to codzienność...i niech dla was TATUSIOWIE wychowanie codziennością zostanie...





9 komentarzy:

  1. oj, ja też na początku nie chciałam oddawać, a teraz czasem sama chętnie bym oddała i uciekła... i mam tak, że TYLKO kiedy Zosia jest z Tatą wiem, że wszystko będzie ok, że nie muszę się niczym martwić i wszystko będzie "jak należy" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój mąż też jest zakochany w swoich synach, ale mam wrażenie, że szczególnie w starszym - bo już da się z nim pogadać, w piłkę pograć, domino poukładać. A młodszy przyłazi, wlepia oczyska wyszczerza się w banana i mówi "Abu", cokolwiek to znaczy.
    Julka mąż nie bierze tak często na ręce jak kiedyś Andrzejka, nie mówi tyle do niego. A z Jędrusiem przeprowadza uczone dysputy;p
    Ja od początku nie boję się zostawić chłopców z tatą, ale czasem jest tak, że on telefonicznie ściąga mnie ze spożywczaka, bo wymagają, by zająć się nimi jednocześnie;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja także cieszę się z bliskiego kontaktu moich dwóch mężczyzn. Mam to ogromne szczęście, że synek jest dla mojego P całym światem, uwielbiam patrzeć jak cieszą się sobą :)

    Zostaję u ciebie jako stały obserwator :) Zapraszam do nas :)

    OdpowiedzUsuń
  4. M. całkiem nieźle radzi sobie z Franiem, usypianie wychodzi mu nawet lepiej niż mnie ;) no i uwielbia przygotowywać mu posiłki ;D. Ale początki były trudne, z jednej strony na pewno jego obawy jak sobie poradzi z drugiej ja przewrażliwiona matka, która nie chciała zostawiać nikomu swojego maluszka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój mi pomagał, ale chyba więcej przy Kubie, bo Patrycja to była córunia mamusi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uważam, że to, co widziałaś w sklepie, powinno być normą. Tata potrafi zająć się dzieckiem (a przynajmniej powinien), tak samo jak mama. Wiem, że w praktyce bywa różnie, bo czasem... problemem jest mama i jej zaborcza miłość ;). U nas mąż uczestniczy w wychowaniu i obsłudze synków w 100% od początku i przyszło to zupełnie naturalnie. Pozdrawiam ciepło w ten zimny czas :))) (i zapraszam "do siebie")

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana moja, masz rację... nie często widuje się tak zakochanych zaradnych i samodzielnych facetów jak ten tata o którym napisałaś na początku. U mnie to też raczej na mnie spoczywa ten główny obowiązek zajmowania się dzieckiem, ale grzechem byłoby tak jak w Twoim przypadku nie podkreślić tego, że tatuś faktycznie też pomaga ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny tekst, cała esencja w nim zawarta, dam mojemu MŻ do przeczytania, może coś sobie weźmie do serca;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mój M. w moim przekonaniu radzi sobie z dzieckiem całkiem nieźle, ale jednak mam wrażenie, że on sam nie czuje się jeszcze w 100% pewnie w roli taty. Czasami zdarza mu się rzucić tekstem "ale jednak to kobieta powinna się tym czy tamtym zajmować" albo "ty to zrobisz lepiej, więc nie będę ci się wtrącał". Też wolałabym, żeby bardziej angażował się w opiekę i robił to naprawdę na równi ze mną (oczywiście w momentach, kiedy nie jest w pracy). Myślę, że w jego przypadku pokutuje tutaj raczej tradycyjny model i wzorzec rodziny wyniesiony z domu, z dość sztywnym podziałem ról na "męskie"i "żeńskie". Pora z tym skończyć i wsadzić takie przekonania do lamusa - również podrzucę mu Twój tekst jako jeden z wielu argumentów ;)

    OdpowiedzUsuń

Informuję, iż Twój komentarz będzie widoczny po zatwierdzeniu :-)
Strefa wolna od hejtu i obraźliwych komentarzy!!