wtorek, 8 lipca 2014

Szkoda dnia...czas czas czas...

Oj jakie to  intensywne dni za nami ostatnio..tak bardzo szkoda mi każdego dnia, każdej minuty, każdej sekundy spędzonej z Jaśkiem i małżonkiem...który kończy już powoli urlop...a i ja od sierpnia wracam do pracy...jeszcze to do mnie nie dochodzi..jeszcze nie mogę sobie do końca wyobrazić siebie, mamę pracującą...ponad rok z Jasiem w domu...nie mogę sobie wyobrazić że muszę go opuścić na tyle godzin..nigdy nie rozstawaliśmy się dłużej niż trwała wizyta u fryzjera a i wtedy Janek był z tatą...nie wiem jak on zareaguje...tyle znaków zapytania, tyle wątpliwości.... staram się nie myśleć..może samo się ułoży...
a weekend...weekend minął na wspaniale...

W piątek..w piątek postanowiliśmy że zamiast w niedziele to w sobotę jedziemy do dziadków gdzie obecnie przebywa mój chrześniak Kuba i siostrzenica Paulinka..Kubuś właśnie kończył 5 latek..więc wizyta jak najbardziej wskazana...a i prezenty trzeba było skombinować..więc cały piątek zjeździliśmy po sklepach w poszukiwaniu "Śmieciaków" bo takie było marzenie Młodego...po 3 godzinnej wędrówce sklepowej w końcu znaleźliśmy taki zestaw jakiego jeszcze nie ma... oczywiście jeszcze inne gadżety  dokupiliśmy..więc obłowieni wróciliśmy do domu...wpadłam na pomysł..ryzykowny..że uczynię jeszcze tort..a że było późno tort z tego co obecnie przebywało w lodówce..



a dlaczego ryzykowny..sami widzicie jaką mamy pogodę a tort trzeba było przewieźć 70 km  w samochodzie bez klimy...jakoś daliśmy radę...
W sobotę wyjazd...spakowaliśmy wszystkie graty do samochodu  ...tak nam się przynajmniej wydawało...i w drogę...
Na miejscu okazało się że nie wzięliśmy całej torby z żarciem na grilla...normalnie byłam wściekła..więc czekały nas jeszcze jedne zakupy...masakra...
a u dziadków..rewelacja...Był tort, były prezenty i dla Kuby i o dziwo dla jasia od chrzestnej mamy Paulinki, był grill, jeżdżenie na wózku, za konia dorabiał małżonek..była zabawa..balony..dziadkowie, pradziadkowie...jednym słowem cud miód i orzeszki...
Sami zobaczcie



















Co tu dużo pisać...zdjęcia mówią same za siebie...
A co robiliśmy w niedziele...?
Oj niedziele była gorącym dniem...na Starym Rynku w Sandomierzu odbywał się Turniej Rycerski połączony z Jarmarkiem Jagiellońskim...
Niestety z powodu upału trochę atrakcji nas ominęło.. Jednak najlepsza atrakcją dla Jacha było rozkruszanie obwarzanek...co się działo wózku nie chcielibyście wiedzieć..no i oczywiście naciągnął nas na balona...teraz wisi pod sufitem ... szybko jednak wróciliśmy do domu...byliśmy chyba ze 2h...nie dało się znieść tego gorąca..więc Jaśko zakończył dzionek w baseniku na balkonie :-) a ja relaksowałam się z książką...







no i wspomniany wcześniej relaks...dodam że w trakcie weekendu przeczytałam w końcu 2 książki... od www.280dni.com dzięki Kasiu..są na prawdę wciągające... zostały jeszcze 2...


Weekend minął...ale my wcale nie zamierzamy się nudzić...jutro czeka nas wizyta szwagra z rodziną....może zostaną nawet dłużej..więc zapewne będzie ciekawie....musicie się przy okazji uzbroić w cierpliwość bo zapewne zniknę na trochę...ktoś musi okiełznać kuchnię :-)


6 komentarzy:

  1. Pięknie! Zofii też by na pewno buły najbardziej podpasowały :) a kto będzie z Jasiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko stwierdzić kto dokładnie..wstępnie albo babcia albo dziadek...

      Usuń
  2. Fajny tort, ja swój pierwszy tort piekłam dzień przed porodem, miał być na walentynki dla mnie i dla męża, a został pierwszym urodzinowym tortem Franciszka ;).
    Mnie też stresuje powrót do pracy, który czeka mnie w październiku, co prawda tylko na 2 dni w tygodniu, ale jestem przerażona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie niestety czeka to już w sierpniu...jestem przerażona bo mój tryb pracy bywa 12 godzinny...

      Usuń
  3. Super to widać ze weekend był pełen wrażen, swietny tort :-)

    OdpowiedzUsuń

Informuję, iż Twój komentarz będzie widoczny po zatwierdzeniu :-)
Strefa wolna od hejtu i obraźliwych komentarzy!!