Witam się piątkowo czyli nowo- cyklowo...
A jak już jesteśmy przy nowych cyklach mój od wczoraj się zaczął...3 dni temu skończyłam brać zaleconą luteinę , która być może ustrzeże mnie przed większymi konsekwencjami mojej torbieli w co oczywiście wątpię..ale warto sprawdzić...organizm bardzo szybko zareagował na odstawienie Luteiny bo już po dniu jej niebrania rozpoczął się nowy cykl...za parę dni zapewne czeka mnie następna wizyta i obowiązkowe USG..wtedy wszystko będzie jasne...wtedy już dostanę wyrok , jasny czytelny obraz postępowania...
Szkoda że nie wszystko jest zawsze takie łatwe i czytelne, szkoda że wszystkiego nie możemy wiedzieć od razu..tylko zawsze jest akcja...potem czekamy cały cykl...reakcja i znowu niewiadoma przez kolejny miesiąc..to może wykończyć psychicznie,..
Jak już pisałam w ostatni piątek gdy zaczynamy się niepokoić naszym zdrowiem warto wybrać się do lekarza...dobrego lekarza..takiego któremu zaufamy..jeśli choć jedna rzecz nam się nie podoba lepiej szukać innego, pytać, czytać opinie, poszukiwać...
Więc jak obiecałam, po krótkim wstępie zaczynam tematy o NIEPŁODNOŚCI... nie lubię tego słowa , źle mi się kojarzy..jest jakieś takie napiętnowane...a przecież nie jest to BEZPŁODNOŚĆ...i może dlatego wiele osób milczy, nie rozmawia, nie przyznaje się do problemów, spycha to gdzieś na margines...bo właśnie ludzie mylą te dwa pojęcia... NIEPŁODNOŚĆ NIE JEST BEZPŁODNOŚCIĄ!!! to dwa różne pojęcia...choć wiem z doświadczenia, że jak się mówi : "mamy problem z niepłodnością " wszyscy z litością patrzą się jakbym co najmniej była bezpłodna... dlatego raczej omija się to słowo..mówiąc problem z zajściem..itp.. boimy się tego słowa jakby miało to się zaraz przerodzić w coś gorszego...
Ja z reguły otwarta na wszystko nigdy nie miałam problemów z mówieniem o swoich problemach z niepłodnością..nigdy nie ukrywałam tego faktu zarówno przed rodziną i znajomymi...a ciekawskim którzy ciągle dopytywali się dlaczego nie mamy dzieci....albo docinali "no zróbcie sobie w końcu dziecko" z góry mówiłam że borykamy się z niepłodnością... ICH ZMIESZANE MINY...BEZCENNE...
napór społeczny w tym czasie odnoście posiadania dzieci odczuwa się niestety podwójnie... każde słowo dobiera się jak atak..i przyjmuje się skorupę żółwia..taka obronna..albo czasem pancerzyk jeża...lepiej pokłóć zanim ktoś się zbliży...
My o naszej niepłodności dowiedzieliśmy się jakieś 6 lat temu... to był chyba 2008 rok... już wcześniej miałam problem z jajnikami...nagminnie tworzyły mi się torbiele...nie łączyłam wówczas tego z faktem że może to być problem w przyszłości...miałam również laparotomię z powodu torbieli 15 cm i drugiej 5 cm... operacja trwała długo...rokowania w trakcie operacji mieszane..wyglądało to nieciekawie- dlatego w trakcie na cito wykonywane były badania histopatologiczne bo była wątpliwość czy wycinać wszystko czy tylko torbiel..na szczęście wycieli torbiel z częścią jajnika...reszta została...po tym badałam się już regularnie...
W końcu zapragnęliśmy dziecka.. zrobiłam badania...wszystko niby w porządku...
po dwóch miesiącach nic się nie działo...w trzecim spóźniał się okres...test negatywny...badanie poziomu HCG w kwi nie zerowa ale nie ciążowe..wizyta u ginekologa...być może ciąża biochemiczna...ale na wszelki wypadek zlecone badania markerów nowotworowych...wyszły dobrze...
Następnie zmiana ginekologa...
Nowy lekarz...lekarka...miła, przesympatyczna...zbadała mnie, z góry stwierdziła policystyczne jajniki..ja zielona...bo przecież nie co dzień słyszy się takie rzeczy..co to u licha...zleciła mi badania hormonalne w 3-4 dniu cyklu LH, FSH, no i tarczyce ... moim zdaniem te wyniki nie sugerowały PCOS ale ja lekarzem nie jestem...okazało się że mój jajnik nie rusza....nie mam owulacji...więc leki na stymulacje...potem monitoring...potem torbiele...potem tabletki anty...działanie przedmiotowe, książkowe, bez wdawania się w indywidualne predyspozycje organizmu...bez dodatkowych badań zlecone różniaste leki..nie będę dziś pisać o PCOS bo to temat na odrębny post...ale chcę nakreślić problem z którym boryka się nie jedna kobieta..zbyt szybko rzucane są nam bezpodstawne diagnozy, zbyt szybko przepisywane środki które dogłębnie ingerują w nasz organizm..a przecież można zlecić badania...podstawowe badania, które wyjaśnią dużo rzeczy..zanim jeszcze zaczniemy się faszerować...
NIEPŁODNOŚĆ TO CHOROBA którą można leczyć....to nawet wg Wikipedii nie jest choroba...to stan w którym zachodzi niemożność zajścia w ciążę pomimo rocznego współżycia bez zabezpieczenia z częstotliwością 3-4 stosunków tyg.
Zanim zaczniemy panikować zacznijmy od badań diagnostycznych a jak już podkreślałam to wielokrotnie znajdźmy dobrego lekarza...ja od siebie powiem tyle..jeśli macie podstawy twierdzić że coś jest nie tak...kierujcie się od razu do przychodni gdzie zajmują się niepłodnością...oczywiście można spróbować leczyć się u swojego rodzimego lekarza jeśli na prawdę mamy do niego zaufanie...ja jednak straciłam około 4 lat...i zdecydowanie widziałam różnice jeśli chodzi o diagnostykę niepłodności..nie ma co ukrywać..tam zajmują się tylko tym..i mają specjalistów - przez ich ręce przeszło setki, tysiące par borykających się z tym problemem... poza tym uważam że niepłodność to nie problem indywidualny..to problem pary...dotyczy zarówno mężczyzny jak i kobiety... i tu jest różnica..ja nie spotkałam na swojej drodze wcześniej lekarza który zaprosił mojego męża do gabinetu...zawsze musiałam sama wszystko przyjmować na klatę nie raz z łzami w oczach...tam jest inaczej...tam nie ma ty...tam jesteście wy...wy macie problem, wy się leczycie...bez względu czy problem dotyczy twoich jajników czy jego jąder...leczycie się wy..tak samo jak wy tworzycie nowe życie....bo przecież w pojedynkę jest to raczej mało prawdopodobne...
A jak wyglądała by teraz idealana pierwsza wizyta w związku z niepłodnością:
-wizyta z mężęm, partnerem
-dogłębny wywiad, (dł cyklu, waga, tryb życia, zawód, dieta, sport., wszystko, ilość stosunków, relacje małżeńskie)
-badanie ginekologiczne +USG
- skierowania na badania - w zależności od wywiadu i badania - dla mnie najważniejsze to:
1) drożność jajowodów...ja uważam to za podstawę... a nikt mi nie zaproponował przez 4 lata
2) hormony (wszystkie bez wyjątku w odpowiednich dniach)
3) cukier, krzywa cukrowa (nie wiem dlaczego lekarze bez tego przepisują metformax - tak jak było u mnie)
4) zlecenie monitoringu cyklu
5) podstawowe badanie na czystość, bakteriologiczne, chlamydie, badania nasienia, itp.
6) jeśli mamy diagnozę super, jeśli nie to jest na prawdę jeszcze szereg różnych badań specjalistycznych do wykonania..w zależności od kierunku w którym idzie specjalista....
(jeśli macie ochotę któregoś dnia poszperam dogłębniej na temat diagnostyki i badan i coś napiszę bardziej fachowym okiem)
Wszystko dziś opisałam na chłodno bez emocji..w sumie tak jakbym nie chciała wzbudzać od nowa tego uczucia..ale jednak się nie da..karmiąc przed chwilą małego, jednocześnie zastanawiając się co wam napisać..przypomniałam sobie te 5 lat, te co miesięczne doły, te wizyty z których prawie zawsze wychodziłam z płaczem...bo jak nie torbiel to brak owulacji, jak jest owulacja to pęcherzyk nie pękł..każdy miesiąc to było rozdzieranie tej samej rany...która ciągle się powiększała...i tak na prawdę nawet nie dano nam szansy w ciągu tego czasu starać się o dziecko..bo nie było podstaw...bo przecież bez owulacji dziecka nie będzie, z torbielą też, potem w trakcie przyjmowania tabletek anty by wyleczyć torbiel też nic z tego..wiec nie było nam dane starać się, mieć ta nadzieje ze może za miesiąc...my drżeliśmy by za miesiąc nie było torbieli, lub by za miesiąc torbiel zniknęła lub chociaż się zmniejszyła...by za miesiąc była chociaż owulacja...nigdy w przeciągu tych 5 lat nie było takiego miesiąca byśmy z czystym sumienie mogli się starać a potem z drżeniem serca z testem w reku czekać na wynik...nie wiem nawet co gorsze... teraz wiem...zdaję sobie z tego sprawę że czeka nas znowu ta sama walka..walka z czasem...z miesiąca na miesiąc z cyklu na cykl czekanie...bo może Luteina pomoże 1 miesiąc, Może po tabletkach anty się wysuszy 2-6 m-cy, potem niestety zabieg i w zależności od sposobu operacji następne 2-6 m-cy rekonwalescencji....i potem jeśli nie pojawi się żadna natrętną torbiel można zacząć starania...od początku....tak to widzę..... czy to nie napawa optymizmem....ale cóż wszystko w rękach Boga...
PS. Alu z www.bocianieczekamy.blogspot.com, jestem dziś poruszona waszym szczęściem...mam gęsią skórkę na całym ciele...i wierzę w znaki na niebie, że On miał być dla Was... i jak sobie o Was myślę nasuwa mi się tylko ta kołysanka BOCIAN...bardzo ją lubię..może Waszemu synkowi przypadnie do gustu...trzymam kciuki...
Zza burty nieba wypadło dziecko
złapał je bocian co latał kiepsko
wypadło dziecko z dzióbka bociana
lecz je na ręce złapała mama
aaa baju baj spij syneczku zasypiaj
aaa baju baj spij malutki zasypiaj
dziecko się cieszy w ramionach mamy
do serca tuli się synek kochany
mama przy tobie w zabawie, w ciszy
zawsze pocieszy gdy płacz usłyszy
aaa baju baj spij syneczku zasypiaj aaa baju baj spij malutki zasypiaj
kiedyś syneczku urośniesz duży
spotkasz bociana co latał kiepsko
zapytasz jak tam staruszku leciu
czy wciąż pracujesz roznosząc dzieci
aaa baju baj spij syneczku zasypiaj aaa baju baj spij malutki zasypiaj
ŹRÓDŁO: www.ptaki.biz |
DOBRANOC WSZYSTKIM!
Nie wyobrażam sobie ile trzeba przejść i jak się wtedy czuje.
OdpowiedzUsuńNiestety nikt nie lubi niepewności...po jakimś czasie jest tylko pustka i poczucie niesprawiedliwości i bezsilności,,,
UsuńZawsze miałam takie lęki, że coś będzie nie tak, dlatego jeszcze przed ślubem zaczęłam monitorować cykle. Codziennie przez 3 lata, czyli właściwie do końca pierwszego trymestru ciąży z Zosią mierzyłam rano temperaturę, żeby poznać swój organizm i wiedzieć wcześniej, że coś jest nie tak... U mnie na szczęście skończyło się na strachu. Znam też parę, która miała WSZYSTKO w porządku i dwa razy mieli problem tylko w głowach, ale udało im się i mają dwóch chłopaków, choć każdego oczekiwali dość długo, bo ponad 1,5 roku...
OdpowiedzUsuńJa wcześniej tez monitorowałam, temp. wskazywała że cykle mam idealne, śluz też..prawda była jednak nieco inna :-( dobrze że choć Janka mamy..to teraz nie ma takiego naporu i poczucia krzywdy..choć nie powiem jest przykro że nie można po prostu chcieć i już...korzystać z przyjemności tworzenia dzidziusia..tylko wszystko takie mechaniczne, pod zegarek i dyktando lekarza :-(
UsuńNo niestety... Ja tam w Was wierzę :)
UsuńDzięki :-*
UsuńPamiętam jak się dowiedziałam o moich problemach z płodnością, sprawy hormonalne, nawet nie zaczęłam wnikać. Przerażała mnie walka, jaką trzeba stoczyć. Nastawiłam się na życie bezdzietne, może adopcję, jeśli finansowo podołam. Aż tu kiedyś nagle okazało się, że jednak organizm się zmobilizował i postanowił coś wyprodukować. Walczyliśmy o małą od 4 miesiąca ciąży, bo organizm nadal nie bardzo się nadawał, ale się udało. Uważam to za piękny dar od losu. Czasem myślę, że nie doceniam do jak należy. Ale to chyba dlatego, że nie walczyłam, nie starałam się. Przyszło mi to bez żadnego wysiłku. Teraz przeciwnie, boję się drugiej przypadkowej ciąży. Nie chcę przechodzić tego jeszcze raz, boję się poronienia, bo już wiem jak jest w szpitalach. Jest strasznie...
OdpowiedzUsuńja też boję się drugiej ciąży, tak jak wtedy gdy balam sie o Jaśka..a moze teraz jeszcze bardziej bo mam wieksza swiadomosc tego co moze sie przydazyc...ale staram sie odrzucac te mysli...jak patrze na Młodego wszystkie strachy odchodza..wiem ze jestem w stanie przetrwac wszystko!!!
UsuńDziękuję pięknie :) Kołysanka również cudowna. Ciekawe czy mu się spodoba, na razie słabo ze śpiewaniem, chyba nikt mu nigdy nie śpiewał i teraz się nie umie wyciszać. Spróbujemy :) Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńNajwiększym wyciszeniem będzie na pewno dla niego wasza obecność...i cierpliwość...jesteście wielcy!!! jestem z wami całym serduchem...
UsuńWitam . Mam 32lata nie dawno wziełam ślub, staramy się z mężem o nasze pierwsze dziecko. Ale wiem ze to nie bedzie łatwe, wiem już ze mam problemy z plodnością , robiłam badania i mam poniżej normy zasobów jajnikowych. Miałam duże problemy z jajnikami w wieku 14lat miałam chemioterapię i mam wycięty jeden jajnik. Co miesiąc starania i nic . Wiec wiem co pary starające się czują. Tylko mam problem z ludzmi którzy ciągle pytają się kiedy i jaj z naszym staraniem się o dziecko i czy w tym np. miesiącu sie udało. Pozdrawiam i trzymam kciuki za wszystkie pary.
OdpowiedzUsuńHej, zaglądnęłam popłakałam... strasznie podobna sytuacja do mojej dopiero teraz trafiliśmy na dobrego ginekologa naprotechnologa, pełna diagnoza spowalniają nas koszty tego wszystkiego. Płacze, bo czytając twoje słowa że nie było wam dane starać się bo zawsze coś myślę o tym jak wam się udało. Będę zaglądać często, szukam blogów które mogę odwiedzać, ciężko większość które znajduje są zakończone happy endem, bądź w drugą stronę... Ja piszę od niedawna, zrodziła się we mnie taka potrzeba, bo nikt mnie nie może zrozumieć wszyscy w koło mówi na pewno będzie dobrze. wszystko się ułoży jesteście młodzi ... sercemznieplodnoscia.blog.pl
OdpowiedzUsuńRównież zmagam się z niepłodnością. Zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://myalmostperfectworld.blog.pl/2016/03/15/moje-jedyne-marzenie/
Najważniejsze jest to, aby się nie załamywać - będąc niepłodnym, często wystarczy zmienić swój sposób życia, aby móc spłodzić potomka. To nie bezpłodność, tylko niepłodność, a to zasadnicza różnica.
OdpowiedzUsuń