środa, 16 kwietnia 2014

Tata, mąż, przyjaciel....

Tata Jasia -  mój mąż,mój mężczyzna,mój kumpel, mój przyjaciel, powiernik,kompan, mój doradca, mechanik, elektryk , złota rączka, bodyguard , mój kochanek, moje szczęście, moja miłość czasem kozioł ofiarny..ale mój...mój na zawsze póki nas śmierć nie rozłączy..i tak na prawdę mogłabym skończyć ten post bo napisałam praktycznie wszystko w tym temacie..no ale nie będę taka i rozwinę ;-)

MÓJ MĄŻ

Oj tak, mąż stał się mężem w kwietniu 2008 r, to był szczęśliwy,wiosenny, wyczekany, piękny dzień...idealny...
Długo czekaliśmy na tą chwilę kiedy powiemy sakramentalne tak, w kościele, przed Bogiem, bo w sercu małżeństwem byliśmy od zawsze...
oj tacy wtedy byliśmy...

MÓJ MĘŻCZYZNA


oj nie da się ukryć, że mężczyzna i że mój ;-)
Moim mężczyzną stał się..mmmhhh...to był chyba czerwiec..około 27, nie pamiętam dokładnie daty...ale był to mój najszczęśliwszy dzień w moim życiu (oprócz pojawienia się drugiego mężczyzny Janka)..rozpoczął się nowy etap w moim życiu, nowa jeszcze niezapisana kartka..moje życie w jednym dniu zmieniło się na lepsze...to tak jakby ktoś zdjął pętlę z mojej szyi i podarował mi drugie lepsze życie ...

MÓJ KUMPEL

tak zdecydowanie...jest świetnym kumplem..miło się spędza z nim czas, można zapomnieć że jesteśmy małżeństwem z dzieckiem i obowiązkami i po prostu bawić się jak z kumplem ;-) i w sumie od kumpla się zaczęło...myślę że kumpel i mąż daje się pogodzić...czasem trzeba się tylko zapomnieć...

MÓJ PRZYJACIEL

i tu bym się zatrzymała że tak powiem minutą ciszy...
Przyjaźń to ważna sprawa...i myślę że bez przyjaźni nie ma dobrego małżeństwa....
Przyjaźń nasza budowała się długo, etapami, tak jak w życiu powinno być...wystawiona została na wiele prób jeszcze przed zawarciem małżeństwa i mimo sztormów i burz przetrwała...aż do dziś... 
nie wyobrażam sobie dobrych czy złych wieści bez możliwości podzielenia się z przyjacielem..moim mężem... to on jest tym pierwszym dowiadującym się o wszystkim, nie ma chyba tematów tabu, to z nim mogę "konie kraść" to on nie zawiedzie mnie w złych chwilach i jest obecny zawsze.bez tłumaczenia że nie mógł bo coś tam...to on podaje mi herbatę gdy jestem chora, i ociera mi łzy gdy coś nie idzie, to on mnie podtrzymywał gdy po operacji nie mogłam chodzić mimo że nie byliśmy jeszcze małżeństwem i nie było przy mnie nagle dziwnym trafem nikogo, to on nie skarży się na to że marudzę, to z nim przeszłam wszystkie zakręty w życiu i był - cicho, nienachalnie, mimo wszystko... To on stawia mnie do pionu jak przesadzam lub panikuje, to on pomaga mi co dzień....i wiele bym mogła jeszcze napisać...czyż to nie przyjaźń??... bo gdzie są ci co zwykli się nazywać przyjaciółmi a nie ma ich nigdy przy mnie w ważnych chwilach, wtedy gdy ich naprawdę potrzebuje...nie zauważyłam żadnego... Mój mąż jest najlepszym moim przyjacielem i wiem że jest dla mnie wtedy gdy go potrzeba a nie tylko wtedy gdy to ja jestem potrzebna...
a oto kilka fotek jeszcze przed ślubem i po:







nawet na jednej nodze dojdziemy bo trzymamy się razem :-)



MÓJ POWIERNIK

... tak...nie potrzebuje specjalnie jakiś koleżanek spowiedników...mam mojego męża...jest naprawdę niewiele rzeczy o których nie rozmawiam z nim... on zna większość moich myśli i przemyśleń..nie wyobrażam sobie inaczej..bo koleżanki są, potem ich nie ma, czasem a nawet często mówiąc coś koleżance zawiązujemy niepisaną umowę że wie o tym pół miasta...a ja...ja mam pewność że zostanie to między nami i nie muszę nawet powtarzać tak znanej regułki w stylu "tylko wiesz..niemów o tym nikomu" :-)

MÓJ KOMPAN

zdecydowanie tak....mój mąż towarzyszy mi w miarę możliwości wszędzie..od zza przeproszeniem kupowania gaci po wyprawy na rozmowy biznesowe :-)
Razem spacerujemy, chodzimy na zakupy, jeździmy na rowerach, wycieczkujemy, gotujemy, sprzątamy...oj naprawdę jest niewiele rzeczy które robimy osobno...i na prawdę rzadkością jest zobaczyć nas osobno... no..teraz gdy jest Jaś trochę częściej bo ktoś w czasie szybkich zakupów musi zostać w domu z Jankiem :-)

MÓJ DORADCA

Tak tak..doradców mam paru, pierwszym ważnym jest mąż drugim mama, bo niestety mąż nie zawsze umie doradzić czy spódnicę którą kupiłam mam skrócić czy lepiej nie ;-) większość spraw załatwiamy razem a decyzje życiowe tylko razem..mąż doradza mi w wielu kwestiach...i niech tak pozostanie bo jest dobrym, chłodnym i obiektywnym doradcą..ja lubię emocjonalnie podejmować niektóre decyzje..a mąż...mąż ściąga mnie na ziemię..więc duet idealny...wszystko wypośrodkowane i decyzje zazwyczaj trafne, oby tak dalej ;-)

MÓJ MECHANIK, ELEKTRYK, ZŁOTA RĄCZKA

Zdecydowanie mój małżonek czasem mam wrażenie zna się na wszystkim, robi w domu wszystko, rzadko wzywamy fachowce...a w sumie tylko wtedy gdy coś jest na gwarancji bo rozkręcenie grozi jej utratą, 
TJ lubi znikać na długie godziny w piwnicy i przychodzić z bananem na twarzy że sobie znowu zrobił jakiś nowy prostownik, albo udoskonalił jakąś rzecz lub głupią żarówkę...oczywiście czasem wściekam się bo traci czas na jakieś dłubanki w czasie gdy mi jest potrzebna pomocna dłoń np przy sprzątaniu..ale wiem też jak ważne jest hobby ...tylko lepiej gdy robi to w czasie przystępnym dla nas obydwojga...bo czasem idzie po ogórki a ginie na 2h :-) tak czy inaczej miło jest gdy uda mu się coś nowego wykombinować, wiem też że jest bardzo mądry i jak coś nie martwię się że zginiemy w ciemnościach bez prądu lub innych urządzeń....Tata Złota rączka da radę :-) Jaśko korzysta najbardziej bo to psuj..i tata ciągle musi po nim coś naprawiać...niezły duet ;-)






MÓJ BODYGUARD

mam własnego ochroniarza... ha ha ha..
ale tak serio..nigdy..pominę oczywiście rolę ojca przy którym zawsze...ale to zawsze czułam się bezpiecznie i sprowadzałam jego role do roli supermena, od dziecka wydawało mi się że cokolwiek by się działo tata zawsze mnie uratuje, obroni, ocali...podobnie miałam od samego początku z moim małżem...
Gdy tylko poznałam A. czułam się bezpiecznie, nie raz jeszcze za czasów kumplostwa gdy było mi źle, gdy czułam jakiś wewnętrzny niepokój przychodziłam do niego do pokoju i prosiłam o chwilę obecności...nie rozmowy, nie objęcia, przytulenia dobrego słowa..chciałam tylko posiedzieć, czuć że jest...bo czułam tak silne poczucie bezpieczeństwa...i tak jest do teraz..nigdy się nad tym nie zagłębiałam tak jak dziś..ale tak właściwie jest...nie czuje ani strachu, ani niepokoju czy o to co będzie jutro czy o to że coś może się stać, pójść nie tak, czy nawet jakiś banałów w stylu samego strachu przed naszymi małymi zmorami (ja nie lubię pająków)... czuję się bezpiecznie...i mam cichą nadzieje że tata będzie dla Jasia takim samym supermenem jakim mój ojciec był dla mnie...szczerze do tej pory jak śni mi się jakaś wojna to zawsze w śnie pojawia się ojciec który nie daje mi zrobić krzywdy..to chyba jest we mnie jakoś głęboko zakorzenione i ważne...

MÓJ KOCHANEK...

.....nie wiem czy przemilczeć bo to przecież sfera tylko dla nas...więc może przemilczę..ale spointuje tak..nie zamieniłabym na nic innego ;-)

MOJE SZCZĘŚCIE

co tu dużo gadać...oprócz mojego synka jest największe szczęście jakie mogło mnie w życiu spotkać,nie zamieniła bym go na nikogo innego i życzę sobie i jemu..jeszcze wielu szczęśliwych chwil...

MOJA MIŁOŚĆ

Miłości w moim życiu było sporo...ba...bo ja kochliwy człek jestem i dość mocno idealizuje i naginam rzeczywistość... 
A. jest moją największą miłością, taką szczerą, prawdziwą, bez idealizacji, oszukiwania samego siebie..ba..ma wady...nie jest idealny ..ale czy ja jestem ideałem..na pewno nie..więc nie wymagajmy ideałów...ważne że te wady można jakoś korygować..wystarczy trochę silnej woli i chęci..i szczerej rozmowy..bo przecież nikt nie jest jasnowidzem i nie wie co można by w sobie zmienić poprawić by żyło się lepiej... kocham go szczerze i całym sercem..choć nie zawsze to okazuję tak jak powinnam...wiadomo w związku zawsze jest dużo do zrobienia, poprawienia..ale dzięki temu życie staje się ciekawsze i ze smakiem ;-) oj a my chcemy się jeszcze dłuuugo smakować :-)

KOZIOŁ OFIARNY

tak wiem że to jakoś dziwnie brzmi...moja wina tak wiem..czasem mój mąż staje się kozłem ofiarnym albo inaczej chłopcem do bicia...obrywa mu się za wszystko, mój humor czasem zmienia się jak błyskawica...a on dzielnie przyjmuje wszystko na klatę..owszem czasem i jemu już puszczają na mnie nerwy..ale to ja jestem z tych większych choleryków i czasem po prostu się nie hamuje.. czasem i ja czuje się sfrustrowana, poddenerwowana, hormony nie pomagają i zmęczenie w opiece nad jaśkiem również...i wybucham..wybucham tak że odłamki trafiają na A. i dostaje mu się nie wąsko... nie to że on jest tez bez winy...ale powiem szczerze..ze potrzebne są czasem takie szybkie burze...najważniejsze jest to że my nie potrafimy się gniewać na siebie i już po paru minutach wracamy do normalności... 

i najważniejsze

TATA JASIA

A. jest cudownym ojcem, nie wymiguje się od obowiązków...fakt czasem mógłby robić więcej...ale kocha Jaska i miłość tę widać, jest dumny ze swojego syna, uczestniczy we wszystkim w jego życiu, nie skąpi na niego ani pieniędzy ani sił... bawi się z nim jak nikt inny..widzę jak na niego patrzy i jak Jaś odwzajemnia to z śmiejącymi się oczętami, widzę jak Jaś jest szczęśliwy jak widzi tatę..jak się cieszy gdy wraca z pracy i jak smuci się gdy biorę go rano z łóżeczka przychodzę do salonu a tam nie ma taty jak zawsze...bo już w pracy..widzę jak się kochają na wzajem... Janek nie mógł trafić lepiej...bo ojciec jest najważniejszy dla chłopca..może nie na samym początku bo mama jest 24h ale potem jest wzorem do naśladowania..ja chcę by Janek był jak tata, dobry, ciepły opiekuńczy...kochający i sprawiedliwy...chcę żeby przejął te cechy które cenię najbardziej... by z szacunkiem odnosił się do ludzi i był dobrze wychowany...by był prawdziwym mężczyzną jak TATA ...













Mój tatuś :-*

Podsumowanie :


Tata Jasia..kochany tata i mąż..nie jest ideałem..oj nie jest ..czasem mam ochotę skorzystać z powiedzenia forumowej koleżanki (M*** jak to czytasz dziękuję za to powiedzenie..przyjęło się na forum przyjmuje się w życiu) i jak to mówimy "patelnią go "...ale jest..jest mój, ukochany, nie wyobrażam sobie życia bez niego i czasem boję się oj jak się boję że może mi go zabraknąć..czasem jak wychodzi do pracy boję się o niego, o jego życie, i nie mogę usnąć bo czasy są nie za ciekawe a jego praca nie pomaga.. może nie zawsze okazujemy sobie uczucia, może nie zawsze jest tak jak powinno być..ale kochamy się i razem przetrwamy wszystko..razem we trójkę..może kiedyś nawet w czwórkę... mamy plany, mamy marzenia, wspólne...bo mamy siebie...a teraz mamy też Janka...Tak mogę z całą pewnością powiedzieć JESTEŚMY SZCZĘŚLIWI...może nie mamy bogactw, luksusów, przepychu..ale mamy siebie, szacunek , miłość i syna...najważniejszy i najpiękniejszy owoc naszej miłości ..dowód tego jak bardzo się kochamy...i dowód na to że pieniądze szczęścia nie dają tylko rodzina , kochająca i szanująca się rodzina.. Dziękuję A. i KOCHAM CIĘ!

8 komentarzy:

  1. Ja się właśnie zapytałam mojego czy my się przyjaźnimy;) Odpowiedział, że tak, ale nie wie jak to możliwe;)
    Szczęściarze z Was, że się tak dobraliście. My chyba też, ale w taki burzliwy sposób;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przyjaźń ważna rzecz ;-) burzliwy...znaczy ciekawy ;) inaczej za nudno by było ....

      Usuń
  2. Mój też :) choć czasem patelnią i nie tylko :):P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) patelnia to nieodzowny atrybut kobiety... :-) pozdro dla budującego..i czekam na przepis pizzowy ;-)

      Usuń
    2. Ja też czekam, na spędzony czas razem. To takie pierwsze marzenie. Jak się trochę sobą nacieszymy, to i przepis będzie, bo przecież Menżu musi autoryzować :)

      Usuń
  3. Fajny wpis. Z moim jest podobnie, tylko z naprawianiem i robieniem rzeczy w domu różnie bywa, czasami pół roku nie mogę się doprosić o wywiercenie dziury w ścianie.
    Życzę Wam że byście zawsze byli szczęśliwi, bo rodzina jest w życiu najważniejsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to mamy fajnych chłopów ;-) Dziękujemy i wzajemnie!!

      Usuń

Informuję, iż Twój komentarz będzie widoczny po zatwierdzeniu :-)
Strefa wolna od hejtu i obraźliwych komentarzy!!